Posted by : wicklowman środa, 28 listopada 2012

   ...a mógł trwać całe życie...


   Noc z poniedziałku na wtorek. W pracy. Godzina ? Gdzieś około północy. Schodzę do magazynu. Pierwsze schody idą "sprawnie". Drugie już nieco gorzej. Zawadzam butem o jakąś listwę tuż przed pierwszym stopniem i lecę w dół... Nie pamiętam jak leciałem. Przytomności nie straciłem, jedynie przez krótką chwilę "przymknęło" mi się oko. Leżę na podłodze w bezruchu tuż przy drzwiach wejściowych do magazynu. Strasznie boli mnie głowa. Nie mogę się ruszyć. Czuję potężny ból kręgosłupa, gdzieś w odcinku lędźwiowo-krzyżowym. Tuż obok mnie leży komórka, która podczas lotu musiała wypaść z saszetki. Ruszam prawą ręką. Udaje mi się wykręcić numer do kolegi. "Przyjdź do magazynu"...tylko tyle. Po chwili już był. Zaczyna się "bałagan". Zbiegowisko ludzi, ktoś zadzwonił na pogotowie. Po 20 minutach widzę nad sobą ratowników. Szybki wywiad, dalej leki przeciwbólowe, mierzenie ciśnienia...
Ból nie przechodzi. Pojawiają się pierwsze łzy, a ból się nasila. Przed oczami mam wózek...Kto w takich chwilach myśli o czymś przyjemnym ??? Dostaję morfinę. Ból mniejszy. Można mnie już zabrać na nosze. Po chwili jestem już w drodze do karetki. Nie mogę ruszać szyją bo mam założony kołnierz. Jest mi strasznie zimno chociaż jestem przykryty kocem. Nad oczami migają mi światła...Czy to jest jakiś pieprzony serial typu "Ostry dyżur" ???
Jestem w karetce. Powoli odpływam...ratownik rozmawia ze mną żebym tylko nie zasnął (efekt działania morfiny). Przykryty jestem kocem i teraz jeszcze srebrną folią. W końcu jest mi ciepło. Razi mnie światło w dachu karetki, nad głową dynda podłączona kroplówka.
Kilka minut i jestem w szpitalu na izbie przyjęć. Kolejny wywiad, tym razem z lekarzem. Ledwo mówię, ale staram się w miarę dokładnie odtworzyć wszystko co się stało. 
Leżę chwilę, słyszę coś o jakiś badaniach. 
Po kilku minutach pielęgniarka gdzieś ze mną jedzie. Najpierw CT głowy i kręgosłupa, dalej USG brzucha, na koniec RTG klatki piersiowej.
Wracam na izbę przyjęć. Ból ustał ale chce mi się bardzo spać. O pęcherzu już nawet nie wspominam, był pełny...
Staram się usnąć nie myśląc o niczym...
Kolejny lekarz, tym razem urolog. Trzeba sprawdzić mocz. Pyta się czy dam radę oddać go na leżąco (nie ma wyników badań więc nie można mnie przewrócić na bok). "Tak jasne, spróbuję". Wiem dobrze, że nie dam rady...15 minut parłem jak zwariowany i nic. 
Bolą mnie plecy bo cały czas leżę na strasznie twardej desce. W parawanie obok jest 83-letnia staruszka z pozszywaną głową. Co chwila chce wstawać i iść do domu. Gada coś, że opisze ten szpital w gazecie :)
Szlag mnie trafia !!!
Zjawia się ponownie urolog. Pierwszy raz od północy padają słowa, których nie chciałem usłyszeć. "Panie Michale. Musimy założyć cewnik. Jest podejrzenie złamania kręgosłupa także nie możemy pana ruszyć nawet o centymetr". O kuźwa !!! Ruszam delikatnie lewą nogą, potem prawą. Dalej sprawdzam ręce i szyję. Nie !!! Nie może być tak źle !!! Leki przeciwbólowe zrobiły swoje bo nic nie boli. Za wyjątkiem pleców oczywiście...
Nawet się nie zorientowałem a miałem już podłączony cewnik. Paskudne uczucie !!!
Minęło parę minut i urolog powiedział mi, że z układem moczowym wszystko OK. 
Po godzinie zjawia się kolejny lekarz. Chyba z chirurgii...Są wyniki. Nie ma złamań, żadnych pęknięć. Jak to możliwe ??? Pytam się go jak to się mogło stać...Mam pewne zmiany zwyrodnieniowe w odcinku krzyżowym (efekt nie dbania o kręgosłup w młodości) i prawdopodobnie "przyblokowało" mi któryś nerw. Stąd był straszliwy ból i dlatego nie mogłem się ruszyć. Pomaga mi się podnieść. Wolnym krokiem idę do łazienki zrobić siku jak się należy (nie mam już cewnika). Piecze jak cholera !!!
Kiedy wracam, lekarz mówi mi, że ostatecznie może mnie zostawić na dwie doby na obserwacje, ale....Nic się nie stało więc wracam do domu. O tym, że w tym szpitalu leży się tylko wtedy, kiedy nie ma innego wyjścia wiedzą wszyscy...
Chodzę, jestem mocno obolały ale chodzę...

Teraz kilka dni wolnego...

To mógłby być koszmar trwający całe życie, a skończyło się na wielkim strachu i przerażeniu...Drugie życie, nowe życie ??? Nie chcę żadnych prezentów na Święta...ja już go dostałem na cztery tygodnie przed...

Michał

Leave a Reply

Subscribe to Posts | Subscribe to Comments

Copyright © ... - Black Rock Shooter - Powered by Blogger - Designed by Johanes Djogan