Archive for kwietnia 2014

piątek, 25 kwietnia 2014
   Druga połowa marca. Składam zamówienie w sklepie Bikestacja.pl. Wcześniej spotkałem się z kilkoma negatywnymi opiniami o nich ale co tam...Mam na oku trzy konkretne rzeczy: bidony BMC, rękawiczki Giro i nogawki 3/4. Szukam tak aby wszystko było o jednego dostawcy. Jest, znalazłem, Bikestacja.pl. Wszystkie potrzebne mi produkty świecą się na zielono czyli są dostępne. Czego chcieć więcej...
Składam zamówienie, płacę i czekam. Po trzech dniach jest e-mail:
"niestety system błędnie oznaczył bidony, jest tylko jeden dostępny, czy zamówienie może pójść w takiej postaci"
Znajduję inne bidony. Żadne pro-tourowe ale pasują kolorystycznie. Pytam o dostępność. Odpowiedź brzmi: "są". Następnie piszę z prośbą aby zamienić BMC na te dostępne. Mijają trzy dni. Cisza. Piszę z prostym pytaniem: czy coś się ruszyło z zamówieniem. Odpowiedź krótka i na temat: "jutro wysyłka".
Mijają kolejne trzy dni. Status zamówienia na www bez zmian. Pytam co się dzieje. Odpowiedź nadchodzi dość szybko:
"bidony są dostępne, nogawki też, problem stwarza firma Shimano, dystrybutor marki Giro, bo nie dostarczył nam rękawiczek i nie rozumiemy o co za bardzo Panu chodzi".
Fuck !!! Co to jest ??? Postanowiłem poczekać jeszcze kilka dni. W między czasie trafiam na sklep gdzie znajduję wszystko co mi potrzebne. Zamawiam i płacę. O nic się nie boję bo wcześniej korzystałem już z usług tego sklepu. Tego samego dnia piszę do Bikestacja.pl, że rezygnuję z tego co zamówiłem prosząc jednocześnie o zwrot należności. Już tego samego dnia zostałem poinformowany o tym, że zamówienie zostało anulowane, w kolejnym e-mailu tekst o zwrocie należności. Bez zbędnych słów. Ani be ani me ani pocałuj mnie w dupę. Odpowiedzi wysyłane automatem...



  Po trzech dniach odebrałem przesyłkę ze sklepu Mikesport.pl. Wszystko tak jak się spodziewałem, rewelka.

   Obiecałem sobie, że nigdy już nie zaryzykuję jeżeli chodzi o Bikestacja.pl.

   Wczoraj szukałem kompletu śrubek do tarcz Campagnolo. Szukałem tylko na Allegro. Gdybym miał korby Shimano to byłoby bardzo różowo. Niestety do Campy znaleźć tego typu pierdoły w PL to nie lada sztuka.
Są na Allegro, znalazłem. Do tego fajne, czerwone. Będzie pasować pod ramę. Sprzedawca Bikestacja.pl, liczba dostępnych kompletów: 10. Ryzyk fizyk, co ma być to będzie. Stwierdziłem, że to co wystawiają na aukcjach to mają pewnie na stanie. Dzisiaj dostaję e-mail o treści:
"niestety system błędnie oznaczył Pana śruby jako dostępne, możemy zaproponować zielone, złote lub srebrne w tej samej cenie"
Ta, zielone czy złote to będą mi pasowały jak...pomyślałem sobie:


   Wziąłem te srebrne...już są wysłane...co tutaj więcej będę Wam pisał...




   Jakieś trzy tygodnie temu padł mój smartphone. Po tygodniu wrócił z serwisu naprawiony...niestety po kilku raptem dniach usterka wróciła i wrócił też smartphone do serwisu. Póki co "jadę" na zastępczym odcięty od internetów. Tutaj to i może dobrze, że tak się stało. Odpocznie człowiek trochę od "twarzo-książki".
To tyle jeżeli chodzi o rzeczy, które nam kolarzom do szczęścia potrzebne nie są.

   Wcześniej była drobna kraksa, w efekcie której wystrzeliła przednia oponka, pojawiły się drobne szlify na klamce i owijce, o szlifach (już znacznie większych) na ciele nawet nie wspominam (jak i o podartych rękawiczkach, rękawkach czy spodenkach).

   Co dalej ? Dzisiaj do serwisu poszedł GSC10 czyli czujnik prędkości/kadencji od Garnka. 10 dni (najmniej) treningów na GPS-ie co przyjemne nie jest bo przez ostatnie kilka dni zauważyłem jak wskazania prędkości wyraźnie "pływają". Przypomina mi się sytuacja sprzed kilku lat kiedy to serwis Garmina przysłał mi w ciągu kilku dni nowy czujnik z UK, a starego nawet nie sprawdzili co z nim nie tak. Teraz będą serwisować (tak to nazwali). Widać zmieniła się trochę polityka serwisowa... To tak na marginesie.

   Więcej. Na dzisiejszym treningu poszła szprycha w przednim Scirocco. Mega bicie, powrót do domu, zmiana koła. Jazdę dokończyłem ale już tyle kaemów ile miałem w planach to nie zrobiłem.
Jak się okazało to szprychy są z prostym łepkiem !!! W jednym źródle na zamówienie (czas oczekiwania to miesiąc), w drugim też trzeba czekać tydzień do 1,5 ale ceny nie znaju... BTW: czemu do kompletu kół Campa nie da choćby dwóch czy trzech zapasowych ??? Póki co kółko w zapasie jest więc nie ma co robić afery...

   Do wora trzeba jeszcze dorzucić mocno skrzywiony blat 52 (jak to się stało to nie mam zielonego pojęcia) plus zgubiona jedna śrubka od tarcz...

   Tak się zastanawiam czy nie przerzucić się na szachy...;)

Sezon na...defekt !!!

Posted by wicklowman
poniedziałek, 21 kwietnia 2014
   Są święta. Pewnie nie ja jeden skosztowałem wczoraj trochę %%%. W lany poniedziałek postanowiłem wypocić wszystko i pojechałem pod Aptekę.
Start, Giewont, w lewo na Dobrą....i tak lecieliśmy, lecieliśmy i do mety zrobiła się jakaś dyszka. Dużo nas nie zostało, przyzwoite tempo i upierdliwy wiatr zrobił swoje. Odjechała dwójka. Dałem zmianę, dość mocną, hehe no przyznam, że było z wiatrem. Doszliśmy śmiałków. Tempa nie zwalniałem. Wręcz przeciwnie, pocisnąłem jeszcze mocniej lewą stroną i odjechałem na jakieś sto metrów może. I to nawet nie był żaden skok...pojechałem i tyle. Za jakiś km, może ciut więcej, zostałem łyknięty, a jęzor mi zwisał do pasa.
Jakiś koleś rzekł do mnie bardzo poważnym głosem: "jak nie będziesz wychodził na zmiany tylko tak sobie skakał to sobie tutaj nie pojeździsz". Zamurowało mnie z deczka. Zmiany dawałem. No może mniej niż inni ale czy ktoś to kuźwa liczy czy jak ? Może gość miał taką fazę przez cały trening, że nie widział kto kiedy jest na czubie ? I te skoki...jakie skoki ? To był jedyny moment kiedy wyrwałem się jak idiota do przodu. No i zostałem skarcony jak młody. Nie miałem siły na dyskusję. Coś tam wydukałem grzecznie pod nosem. Miałem jeszcze ochotę powiedzieć: "łap oddech bo kreska się zbliża i może zaraz Ci braknie...".

   Im bliżej "mety" tym zapiek większy. Mojego nowego kumpla już z nami nie ma. A ja na kreskę wleciałem dziś trzeci....taka sytuacja ;)

Taka sytuacja...

Posted by wicklowman
niedziela, 13 kwietnia 2014

   Hiszpania nadal czeka na podsumowanie, trzeba przebrać zdjęcia, podliczyć kilometry... A tymczasem jeżdżę. Pokuszę się nawet napisać, że trenuję ;)

   W tym sezonie, po słabo przepracowanej zimie, postanowiłem wpisać w swój kalendarz jak najwięcej łódzkich ustawek. Kolarska karuzela ruszyła na dobre z początkiem kwietnia, a ja mam już zaliczone trzy treningi w zacnym towarzystwie cyklomaniaków. 

   Wszystko zaczęło się w ostatni weekend marca. Na pierwszy ogień sobotnie Kasztany. Na zbiórce tłoczno, ładna pogoda, jest kilka znajomych twarzy. Rozmawiam z Andrzejem, z którym mam zamiar jechać na otwarcie sezonu w Sobótce. Krótko po starcie kilka słów z "młodym" Leduchem. 
Niektórych rowery zapierają dech w piersiach, ale i nie brakuje wśród nas zimówek.
Zjeżdżamy przed Giewontem ze Strykowskiej i zaczyna się trening. Skoki, zaciągi...czyli wszystko to, co na ustawkach jest na porządku dziennym. Noga swędzi (choć wiem, że może mnie to sporo kosztować) i próbuję swoich sił doskakując do małego odjazdu. "Co ma być to będzie". Moja przygoda trwała krótko. Odcięło mnie bardzo szybko...


...i nim się zorientowałem to jechałem już z drugą dywizją. Całe szczęście, że uodporniłem się na tyle, że nie robiłem z tego jakiejś afery. Uświadomiłem sobie jak cienki jestem i ile pracy jeszcze przede mną...

   Mimo sobotniej porażki postanowiłem pojechać w niedzielę pod Aptekę. Ta sama ekipa co dzień wcześniej plus Lisek, nowicjusz jeżeli chodzi o tego typu "imprezy". Wszystko było fajnie, pięknie...gdyby nie jakaś pieprzona dziura na trasie. Dziura jak dziura ale jak w pewnym momencie tylne koło jest w górze, a człowiek jedzie w samym środku sporej grupy to przestaje to być zabawne. Nie wiem jak ale zdołałem uniknąć dzwona. Niestety w momencie kiedy tylne koło powiedziało "welcome back" czyli znowu toczyło się po asfalcie, straciłem podsiodłową. Zatrzymałem się i było już po treningu... 

   Po dwóch tygodniach mogłem pozwolić sobie tylko na niedzielną Aptekę. Dzień przed moimi urodzinami pomyślałem sobie, że fajnie by było sprawić sobie jakiś mały prezent w postaci dobrej jazdy. Dość upierdliwy wiatr sprawił, że dość szybko stawka pękła na pół. Zostałem w czubie (nie cudem) i jechałem co swoje. Mniej więcej na dyszkę do kreski odjechało trzech, potem kolejnych trzech. Skoczyłem i doskoczyłem. Pokazałem sobie, że można. Kawałek dalej dojechało do nas dwóch...Przewaga nie była zbyt mała ale przez chwilę wydawało się, że nas łykną bo im bliżej mety tym więcej "czary mary". Zakręt w lewo, zmarszczka, przejazd. Marek pojechał, ja za nim. Odjeżdżamy we dwóch. Znów pokazałem sobie, że można...
Daję zmiany choć czuję, że pali się już rezerwa... Strzelam Markowi z koła. Nogi powiedziały dosyć. W zasięgu wzroku długa prosta....chyba widzę kreskę. Marek już dość daleko z przodu, ja złapałem oddech i postanowiłem nie dać się dogonić małej grupce z tyłu. Udało się...drugi na mecie. Usmarkany ale drugi...na ustawce ale drugi... Miał być prezent i był prezent...
Fuks ? Chyba nie. To raczej zaczyna wyglądać tak jak powinno. Teraz tylko jeden kierunek. Forma. Może już w czerwcu na MP...a jeżeli nie to później. Nie ważne...

@wiki



Kierunek: forma

Posted by wicklowman

Copyright © ... - Black Rock Shooter - Powered by Blogger - Designed by Johanes Djogan