Posted by : wicklowman wtorek, 28 maja 2013

Uwaga !!!
Poniższy post jest totalnie nie w moim stylu za co z góry wszystkich przepraszam :) Jeżeli jednak znajdzie się ktoś, kto uważa, że w takim właśnie powinienem pisać kolejne to śmiało proszę umieścić stosowne info w komentarzach, tutaj bądź na fejsie.

Zacznę, brzydko mówiąc, od dupy strony czyli od...

...bomby nr 3

Ta wybuchła dzisiaj u mnie w domu. Bomba mała, huk wielki i to tyle. Pisać o prywatnych sprawach w takim miejscu nie wypada więc na tym koniec. Dodam tylko, że dzięki niej (tej bombie) zacząłem szukać pomysłu jakby tutaj poprawić sobie humor...i wpadłem na to, że opiszę jak podczas ostatniego weekendu wybuchały bomby nr 1 i 2 :)

W zeszły wtorek coś zaczęło drapać po gardle. Przyplątała się infekcja....
Jak głupi zacząłem biegać po Ozorkowskich aptekach w celu kupienia złotego środka na bycie zdrowym. Dodam, że szukałem czegoś, co sprawi, że będę zdrów jak ryba w jeden dzień. Nie ważne, że był to pierwszy dzień choroby. Już przed wejściem do apteki gotów byłem uwierzyć we wszystko co mi powie szanowna pani aptekarka, np.: "bierz Pan, jutro wstaniesz Pan jak nowo-narodzony, a wszystko to za jedyne 250 zł z vatem".
Wydałem mniej (sporo mniej) ale z infekcją męczyłem się do piątku.
A wszystko to aby czasami przerwa w treningach nie była zbyt długa. Mało tego !!! Ubzdurałem sobie, że pojadę na ŻTC do Rawy w sobotę, będę w optymalnej formie, a w niedzielę w Łodzi udowodnię wszystkim , że mój sukces z dnia poprzedniego nie był dziełem przypadku :) (śmiech)
No to zaczynamy...

O bombie nr 1

No to jestem już w tej Rawie. Cały czas wmawiam sobie, że jestem zdrowy (tak się czułem w piątek wieczorem) chociaż wiem, że tak wcale nie jest.
Na pierwszej rundzie było OK (do przejechania siedem po 13,5 km). Jadę czujnie, nie wychylam się mając na uwadze marną rozgrzewkę. Początek drugiej. W nogach czuć, że dzieje się coś niedobrego. Będzie bomba...będzie huk...będą mnie zbierać z trasy...a jutro w Łodzi to będę musiał udowadniać tylko tyle, że jestem cienki jak guma w majtach, co pewnie okaże się nie takie trudne (mam na myśli to moje udowadnianie).
Ale gdzie tam !!! Przez kolejne pięć okrążeń bawiłem się w sapera czyli robiłem wszystko aby tą bombę znaleźć i tym samym sprawić aby nie wybuchła. Gdybym ja to jednak robił z głową... Tymczasem ja faktycznie jej szukałem, ale kiedy znalazłem to zamiast rozbroić to ją zdetonowałem :) Efekt: dwa strzały, dwa razy pogoń, na finiszu jęzor do pasa, a do samochodu wpełzłem niczym paralityk...

Wieczorem w domu, kiedy sprawdzałem wyniki, okazało się, że mnie w nich nie ma. To pewnie za karę :) Swoją drogą, jak działają naprawdę te chipy to nawet najstarsi górale pewnie nie wiedzą.

O bombie nr 2

Aby cały weekend był bombowy to do Łodzi nie przyjechać nie wypadało. Z drugiej strony myślałem sobie (jak się później okazało myślenie tego dnia nie było moją mocną stroną), że przepaliłem się w Rawie i na Kalonce będzie już o niebo lepiej.
Przejdę od razu do rzeczy...
Od startu szedł gaz. Noga podawała...bo było z górki :) Pierwsze zmarszczki zaliczone w siodle. Gdybym miał w kieszonce aparat to pewnie strzelał bym foty na lewo i prawo. No bo było niby szybko cały czas ale rezerwa była spora. Na kolejnych zmarszczkach już było ciekawiej. Zaczęły się pojedyncze strzały. Ja nawet pokusiłem się pchnąć jednego kolegę aby nie dymił zbyt mocno, chociaż nie miałem pojęcia czy dymi czy staje na siku :) Wieczorem w trakcie rozmowy okazało się, że jednak miał bombę....
Kilka km dalej przyszła pora na mnie. Przy dość niskim tętnie, na jednym z podjazdów strzeliłem błyskawicznie. Dobrze, że to nie Zakopane i sztajfa szybko się skończyła. Z lekka się wypłaszczyło, potem z górki...mimo to musiałem zapodać szóstkę aby dogonić delikatnie zwalniający peleton.
Wjazd na drugą rundę okupiłem straszliwymi mękami. Nogi krzyczały POMOCY, jakby tego było mało to coś zaczęło uwierać w moje cztery litery (jak się później okazało minął termin przydatności do "spożycia" mojego pampersa).
Dokładnie w tym samym miejscu co na rundzie nr 1 zadymiło i w tym momencie było już po jeździe. Jednym słowem bomba dokończyła tylko to, co zaczęła jakieś 40 minut wcześniej. Był dym, był huk...do tego stopnia, że ktokolwiek mnie mijał (a było ich wielu) i krzyczał dawaj (czytaj: siadaj na koło) to ja nic nie słyszałem. No dobra, udawałem, że nie słyszę ale czy to miało jakieś znaczenie ???
Dalej spacerkiem na bazę, do auta, w cywilki i do domu...pierwszy DNF w tym sezonie :(

Poniżej pamiątka z Kalonki:


@wiki




Leave a Reply

Subscribe to Posts | Subscribe to Comments

Copyright © ... - Black Rock Shooter - Powered by Blogger - Designed by Johanes Djogan